To będzie jeden z tych dziwnych postów, w którym sam się obnażam. Poznacie moje głębokie sekrety i przemyślenia na temat FOMO i wiertarek.
Wszystko zaczęło się pewnej nocy, po północy. Było późno, ale to już wiecie. Nie do końca pamiętam dokładnie, czego szukałem, ale pamiętam, że to było bardzo specyficzne coś. Jako że mam pamięć złotej rybki... o czym gadaliśmy?
Więc powiedzmy, że szukałem wiertarek. W sklepie po chwili przeglądania wyskoczyło okienko o treści: “Halynka z Bydgoszczy właśnie kupiła klucz udarowy”. Nie byłoby to dla mnie dziwne, gdyby nie to, że było mega późno i to był jakiś randomowy sklep i totalnie randomowe powiadomienie. Nie interesuje mnie, co tam inni sobie kupują.
Po chwili kolejne takie powiadomienie i kolejne. Wtedy stwierdziłem, że tu coś nie gra. Czy to jakiś sposób, żeby mnie zachęcić do zakupu? Bo już i Janusz i Grażynka tu kupili? Stwierdzam, że to jest jakiś fejk. Dowodów nie mam, ale myśląc czysto programistycznie, to taki feature byłby dość kłopotliwy, czasochłonny i trudny do zrealizowania na prawdziwych danych. A z drugiej strony po co? Czy to naprawdę zachęca ludzi do zakupu?
Idąc dalej, często na stronach z systemem rezerwacji spotykamy się z poganianiem. Że niby to ostatnie oferty, że ktoś już to miejsce bookuje itp. Trudno odgadnąć czy to prawdziwa informacja o dostępności, czy chwyt marketingowy. Nieraz miałem tak, że oferta, która miała zaraz wygasnąć, tydzień później nadal wisiała.
Inny przykład, na który się łapię prawie za każdym razem, to specyficzny język użyty w komunikatach. “To ostatnie miejsce w tej cenie” – dla mnie to oznacza, że w ogóle to jest ostatnie miejsce i przyspieszam swoje wybory. A fakt jest taki, że są miejsca, ale w innej cenie. No ale szkoda dopłacać.
FOMO to strach przed tym, co nas omija. Obecnie społeczeństwo i świat social mediów nas karze, jeżeli nie znamy najnowszego mema, śmiesznego tańca czy innego popularnego hasełka o bobrze. Czujemy, że jesteśmy stratni, stresujemy się. Dlatego bardzo łatwo zastosować FOMO w marketingu.
Co chcę przekazać? Żeby być świadomym, że niektóre komunikaty, które widzimy, są skonstruowane tak, aby grać na naszych emocjach. Czy faktycznie istnieje system, który pokazuje dane o zakupach, czy to jest fabrykowane, nie ma znaczenia. Ważne, żeby się zastanowić czy takie popychanie i ponaglanie jest słuszne, czy po prostu na korzyść sprzedawcy.
Czy jako designerzy jesteśmy w stanie jakoś pomóc? Chciałbym powiedzieć, żeby nie robić takich modułów i komponentów. Żeby pokazywać stan faktyczny bez ponaglania – tak można. Ale takie popychadła są dość skuteczne. Starajmy się jednak być fair.